Drogi czytelniku, jeśli doceniasz moją twórczość, proszę postaw mi wirtualną kawę.
Sześć lat temu zamknęłam za sobą drzwi poprzedniego życia, które przez kilkanaście lat odbierało mi wiarę w siebie, godność, spokój. Wyszłam z toksycznego związku. I właśnie wtedy wydarzyło się coś, co odbudowało mój zrujnowany świat i nadało mu najpiękniejszych barw.
Poznałam mężczyznę, który pokazał mi, czym naprawdę jest bliskość. Czym jest czułość, troska, bezpieczeństwo. Dzięki niemu zaczęłam marzyć. I te marzenia spełniać. Przy nim po raz pierwszy poczułam, że jestem ważna, potrzebna, doceniana - po prostu: wystarczająca. Zyskałam nie tylko bratnią duszę, najwspanialszego kochanka, mentora i wspólnika. Los mi zesłał prawdziwego przyjaciela, jakiego spotyka się raz w całym życiu. Anioła, którego ramiona stały się moim domem.
Dla niego chciałam się starać każdego dnia. I właśnie dzięki niemu pokochałam życie, pokochałam siebie… i pokochałam jego. Tak mocno, jak nigdy wcześniej nie potrafiłam. Szczerze, prawdziwie, bez warunków. Bez oczekiwań.
To on stał się moim natchnieniem. Pierwsze wiersze – pisane nieudolnie, ale prosto z serca – powstawały z uczucia, którego nie dało się zatrzymać, z tęsknoty, która przychodziła za każdym razem, gdy drzwi za nim zamykały się i pozostawałam sama z pustką. Dziś dzielę się z Wami tym rodzącym się i dojrzewającym we mnie uczuciem, które wciąż trwa. Dziś ten romans, będący przez ponad sześć długich lat naszym najcenniejszym sekretem - ma swój literacki ślad w tomiku „Tęsknoty Sercem pisane”.
Nasza historia jest pełna piękna – ale dla mnie równocześnie pełna bólu i smutku, które wynikały z charakteru naszej relacji. Dwoje ludzi z dwóch różnych światów, połączonych czymś, co nigdy nie miało prawa się wydarzyć, a jednak się wydarzyło.
Nigdy nie miało prawa wydarzyć się również to, co rozbudziło moje najbardziej skrywane nadzieje, pragnienia, instynkty - ciąża. Przeniosła mnie na najwyższy poziom miłości, jakiego wcześniej nie dane mi było sobie nawet wyobrazić. Jednak tu nie ma szczęśliwego zakończenia...
Miłość macierzyńska zrodziła się we mnie tak gwałtownie i z taką siłą, że utrata ukochanego dzieciątka, które było w sferze pragnień nieosiągalnych przez niemal dwadzieścia lat... zabiła we mnie chęć do życia, zabiła uśmiech, ambicje, wolę walki. Z tego cierpienia powstały ostatnie wiersze. Przepełnione bólem, rozpaczą, żalem, smutkiem, który wciąż trwa i każdego dnia rozdziera moją duszą na nowo.
Tomik, który być może zechcesz wkrótce otworzyć i zanurzyć się w jego wersach, to nie tylko poezja – to moje życie, moje uczucia, moje łzy, moje nadzieje.
Dziś pozostała mi wiara w dane słowo, które jest jak schronienie dla poranionej duszy. Obietnica. Ta, którą usłyszałam z ust dla mnie najważniejszych, obietnica, którą wyryłam w sercu i noszę w sobie jak świętość... że jeszcze usłyszę słowo: "mamusiu.”